Rekrutacja to duże wyzwanie dla pracodawcy. Kogo przyjąć do pracy? Młodego, starego, magistra czy tylko po licencjacie. Kogo? Racjonalnie podchodząc do tematu, to jest jasne. Specjalistę tj. takiego pracownika, który się zna, jest dyspozycyjny, lojalny, zaangażowany i pozytywnie nastawiony do zadań. No, a kiedy przychodzi do dokonania wyboru to…? Powszechnym stała się teza, że starzy ludzie zajmują miejsca pracy i blokują je młodym. Tyle, że ostatnio słyszałam, iż pojęcie młodości i starości w obszarze standardów hr mocno się przesunęło. Okazuje się, iż już po 30 można być za starym do podjęcia pracy na przykład jako sprzedawca ciuchów, komputerów lub osobą do obsługi klientów przy kasie w banku, nie mówiąc już o zatrudnieniu przy typowych pracach fizycznych np. z łopatą. Tak, tak – tu też jest problem. Jeszcze młody człowiek się „połamie”. I co wtedy? Generalnie jednak wśród pracodawców panuje przekonanie, że młodość to dobra wizytówka firmy. I choć według ostatniego sondażu „Plany pracodawców” opublikowanego przez Instytut badawczy Randstad, ponad 90 proc. pracodawców wyraża się pochlebnie o pracownikach po 50-tce, to jednak, gdy dochodzi do jego wyboru, priorytetem staje się młodość. Tak naprawdę brak jest racjonalnych przesłanek. Wymóg otoczenia? Pewnie tak. Lans i blichtr wypiera jakość, co niestety niejednokrotnie dużo kosztuje. Mówi się, że po 50 pracownicy dużo chorują, ale i ci do 50 również chorują. Proszę spojrzeć na absencje pracowników będących młodymi mamami i tatusiami! Czy warto więc dokonywać takiej segregacji? Gdy zaczniesz postrzegać rekrutację, jako źródło finansowania, to stwierdzisz, że nie warto segregować ludzi. Warto bowiem sprawdzić ich kompetencję, wiedzę i motywację działania, a nie znać ich metrykę. Ku dobru obu stron.
Z tą segregacją to różnie bywa
PolubieniePolubienie